Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Nie, dziękuję za paszport

Paweł Lisicki

Od lat polityka zdrowotna nie odgrywała takiej roli jak obecnie. Zagrożenie epidemią COVID-19 sprawiło, że niemal z dnia na dzień decyzje dotyczące zdrowia zyskały zupełnie niezwykłą rangę. Jak daleko mogą posunąć się władze w ograniczaniu praw i swobód obywatelskich jednostek, dążąc do ochrony całości społeczeństwa? Jak wielkie musi być zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa, żeby decydować się na ingerencję w sferę praw podstawowych?

W tym sporze o zakres ograniczeń nikt nie ma patentu na rację. Sytuacje nadzwyczajne mają to do siebie, że nikt ich wcześniej nie przewidział i dlatego tak trudno znaleźć dobre rozwiązanie. Trudno też odwoływać się do praktyki innych, skoro każdy rząd Unii, a szerzej – świata zachowuje się w walce z epidemią inaczej niż pozostałe. Ba, wystarczy wskazać, że nawet w jednym państwie, takim jak USA, różni gubernatorzy, np. Kalifornii i Florydy, dysponując takimi samymi danymi, podejmują skrajnie różne decyzje. Również w Europie widać ogromne różnice. Rząd węgierski choćby ogłosił, że dostęp do wielu podstawowych usług publicznych będzie wyłącznie dla zaszczepionych. Podobnie drastyczną decyzję przyjął rząd Holandii. Czy to rozsądne? Wątpię. Wprowadzenie w życie takiej zasady pociąga bowiem za sobą bardzo poważne konsekwencje. Po pierwsze, wymusza nieznany do tej pory wzrost kontroli władzy nad obywatelem. Skoro o dostępie do kin, szkół, a może sklepów ma decydować informacja o zaszczepieniu, to musi powstać instytucja kontrolna, która będzie sprawdzać prawdziwość danych. Pal sześć, gdyby to była jednorazowa informacja, ale łatwo zauważyć, ze względu na sezonowość choroby i jej mutacje, że raz wprowadzone reguły będą oznaczać coraz większe zacieśnienie wolności. Krótko mówiąc: kto poważnie chce paszportów szczepionkowych, czyli dokumentów uprawniających do korzystania z powszechnych usług, opowiada się za rozbudową systemu inwigilacji i dyscypliny. Po drugie, taka reguła wprowadzi system podziału społeczeństwa na lepszych (zaszczepionych) i gorszych (niezaszczepionych). Po trzecie wreszcie, można mieć ogromne wątpliwości co do praktycznych efektów takiego rozwiązania.

Rządy nie tylko różnią się co do konkretnej polityki wobec szczepień, lecz także w swojej ocenie szczepionek. Wspomniane Węgry na przykład stosują masowo szczepionkę rosyjską, którą wiele państw Unii odrzuca. Są państwa, które nie chcą używać szczepionek AstraZeneca, inne nie widzą w tym problemu. Jedne uważają, że preparat firmy Johnson & Johnson jest doskonały, inne, takie jak Dania, zakazują jego używania. A przecież trzeba zakładać, że wszyscy podejmujący decyzję o dopuszczalności lekarstwa mają podobnie dobrą wolę i podobną wiedzę. Dodatkowym problemem jest wiedza na temat gigantycznych zysków firm produkujących poszczególne preparaty. Jeśli w ich interesie jest sprzedaż maksymalnej liczby dawek, to czy można mieć pewność, że dysponujemy na temat ich skuteczności pewnymi, rzetelnymi i niebudzącymi wątpliwości informacjami? Czy też, w pewnej mierze przynajmniej, ulegamy zmasowanej akcji marketingowej? Biorąc pod uwagę osobliwe zachowanie większości mediów, które zachowują się, jakby za wszelką cenę chciały wywołać panikę, to wszystko pytania oczywiste.

W

 takich momentach niejasności tym ważniejsze jest zachowanie ostrożności, zimnej krwi i roztropności – postawy, które od początku próbuje wspierać tygodnik „Do Rzeczy”. Dlatego dopuszczamy na naszych łamach różne głosy, często – wydawałoby się – kontrowersyjne. Wierzymy w wartość debaty. Uważamy, że lepiej przekonywać i tłumaczyć, niż nakazywać. Tym bardziej musi cieszyć, że podobną ostrożność w stosunku do różnych pomysłów ograniczeń wobec osób niezaszczepionych zdaje się zachowywać obecny minister zdrowia Adam Niedzielski. W wywiadzie dla specjalnego dodatku „Wizjonerzy zdrowia” mówi: „Mam co do tego [paszportów szczepionkowych] wątpliwości, ponieważ tego typu zasady dotyczą sfery wolności człowieka. Uważam, że nie można z jednej strony stwarzać wrażenia, że szczepienia są dobrowolne, a z drugiej tak ograniczać sferę możliwości wyboru. Staramy się przekonywać, chcemy, żeby decyzja o szczepieniu była dobrowolna. Na razie nie ma takiego myślenia, żeby miały być tworzone jakieś specjalne »strefy« czy »zestaw uprawnień« dla osób zaszczepionych”. W dzisiejszej sytuacji powszechnej paniki to przejaw zdrowego rozsądku. Trzeba mieć nadzieję, że ta postawa nie ulegnie zmianie. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań