Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Wojskowe siły oporu

paweł lisicki

Kiedy pod koniec zeszłego roku napisałem, że prezydentura Joe Bidena będzie oznaczała zwycięstwo w USA neomarksistowskiej rewolucji i globalny rozkwit ideologicznego szaleństwa, wielu pukało się w głowę. Ba, byli i tacy, którzy – jak może być u nas inaczej? – dopatrywali się w podobnych opiniach przejawu działalności „określonych” sił, czyli – najkrócej mówiąc – ruskich trolli. Tymczasem ponad trzy miesiące od chwili objęcia urzędu przez Bidena wszystkie czarne przepowiednie się sprawdzają. Prezydent Biden razem z Kamalą Harris solidnie pracują na opinię najbardziej radykalnych przywódców w dziejach Ameryki.

Joe Biden od początku okazał się skrajnym aborcjonistą. Jego administracja stała się również głównym oparciem dla ruchu gender, dlatego od razu po przejęciu władzy prezydent wydał nakaz dopuszczenia chłopców czujących się dziewczynkami do szkolnych dziewczęcych szatni. Niezły odlot, nieprawdaż? Nowy przywódca USA nie ograniczył się niestety do budowania transseksualnej utopii we własnym państwie i zmienił, a właściwie zmienia z każdym dniem, główne cele i zadania amerykańskiej dyplomacji na świecie. Efektem jest osobliwa sytuacja, w której to ambasadorzy USA zaczynają występować w roli nauczycieli powszechnej moralności. Występują coraz częściej w dziwacznej funkcji – ni to rzecznika LGBTQIA+, ni to pastora wolnej miłości, ni to wreszcie żandarma politycznej poprawności. Doskonale widać to w Polsce, gdzie reprezentujący ambasadę amerykańską dyplomata, chargé d’affaires a.i. USA w Polsce Bix Aliu, uczy Polaków etyki i opowiada się, cokolwiek by to znaczyło, za „prawami środowisk LGBTI” (a co z innymi literkami?). Pan Aliu mówi: „Osobiście uważam, że każdy z was powinien móc kochać, kogo chce, i nie bać się prześladowań. Więc ponownie z dumą wywiesimy tęczową flagę”. Nie określił wszakże, czy jego przekonanie „każdy z was powinien móc kochać, kogo chce, i nie bać się prześladowań” ma jednak jakieś granice, choćby dotyczące kazirodztwa czy pedofilii. Podobnie nie wiem, czy USA zaangażują się w promocję poliamorii i poligamii. Amerykański dyplomata nie powiedział też, jak się mają te jego nauki do obowiązujących wciąż w Polsce prawa i konstytucji.

C

horoba ideologiczna dotyka nie tylko dyplomacji. Joe Biden poszedł dalej niż wcześniej Barack Obama i postanowił zreformować (czyli utęczowić) armię. Radosna wieść jest taka, że w USA pojawił się pierwszy bojowy helikopter z załogą złożoną wyłącznie z homoseksualistów. „Tworzymy historię w piątek wraz z pierwszą w historii gejowską załogą helikoptera marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych” – napisał na Twitterze, jak donoszą media, weteran wywiadu marynarki wojennej, a obecnie lewicowy aktywista Travis Akers. Homoseksualny helikopter to nie wszystko. Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych ogłosiły powstanie Grupy Inicjatywnej Lesbijek, Gejów, Biseksualistów, Transpłciowych i Queerowych. Jedna z założycielek grupy, lesbijka i generał dywizji Leah Lauderback, triumfuje: „Spodziewam się, że nasza grupa będzie się rozwijać – nasza społeczność i sojusznicy chcą pomóc!”. Wspaniale – ciekawe, czy i polscy żołnierze staną na wysokości zadania i stworzą odpowiednio wyszkolone homoseksualne, lesbijskie i transwestytowe oddziały.

Nic dziwnego, że sytuacja ta budzi coraz większe przerażenie wśród obrońców tradycyjnej Ameryki. W zeszłym tygodniu ponad 120 emerytowanych generałów i admirałów opublikowało list otwarty, w którym wezwali Amerykanów do „ocalenia Republiki Konstytucyjnej i pociągnięcia do odpowiedzialności tych, którzy obecnie zajmują urząd”. Tekst jest napisany w prawdziwie dramatycznym tonie. Emerytowani żołnierze piszą, że USA staje się marksistowską dyktaturą i socjalistyczną tyranią. Wskazują na szalejącą cenzurę, wykluczanie konserwatywnych poglądów z przestrzeni publicznej, rozpanoszenie się aktywistów ruchów antyrasistowskich (w istocie często są to kolorowi rasiści atakujący białych) czy antyfaszystowskich, wreszcie na dominację tzw. cancel culure (zamordyzmu). Grupy te, takiej jak BLM, do złudzenia przypominają bandy chińskich hunwejbinów, którzy w latach 60. i 70. rozprawiali się z dziedzictwem kulturalnym Chin.

Czy ten list to wyraz rozpaczy? Czy może znak rodzącego się oporu? Trudno powiedzieć. Faktycznie, USA, podobnie jak inne państwa Zachodu, stały się od lat ofiarą rewolucji neomarksistowskiej. Zapleczem rewolucji jest swoisty konglomerat – uniwersytety, media, Big Tech. Ze względu na swój charakter armia skupia w swych szeregach największą liczbę ludzi o patriotycznym nastawieniu, gotowych do ofiary dla ojczyzny, w armii panują dyscyplina i hierarchia, armia przechowuje tradycje narodowe – wojsko to często ostatni jeszcze przyczółek normalności. To, czy amerykańskim wojskowym uda się go ocalić, zależeć będzie od stopnia ich determinacji i odwagi. Nigdy wcześniej rewolucyjne zagrożenie nie było tak wielkie. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań