Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

W RZECZY SAMEJ

Tusk, dwa wieprze i bezradność

PAWEŁ LISICKI

Już dawno żadna polityczna ofensywa nie zakończyła się tak spektakularną klęską jak próba zdobycia przewagi, na razie sondażowej, a później realnej, przez Donalda Tuska. Jeszcze kilka tygodni temu zwolennicy byłego premiera triumfowali. Raz za razem mogłem przeczytać sążniste analizy uznanych (przynajmniej przez niektórych) ekspertów, z których wynikało, że mamy do czynienia z „efektem Tuska”. Nie mogłem jedynie się doliczyć, ile punktów procentowych zyskał magik z Brukseli. Pięć a może dziesięć? Powrót z Zachodu na fotel tymczasowego szefa PO miał być pasmem sukcesów. Jednak bardzo szybko rzeczywistość okazała się dla niego znacznie mniej łaskawa, niż chcieliby tego podnieceni perspektywą pokonania prawicy opozycyjni publicyści. Dziś już nie ma chętnych do opowieści o „efekcie Tuska”. Wielkie bum okazało się kapiszonem.

Sam Tusk też to najwyraźniej dostrzega. Cokolwiek o nim powiedzieć, z pewnością jest to polityk wytrawny, musi zatem widzieć, że blitzkrieg się nie udał. Początkowo próbował on stworzyć wrażenie, że opozycja pod jego przewodnictwem będzie bardziej rozumna, mniej totalna i mniej zaciekle wroga wobec PiS. Tusk, używając modnego określenia, sugerował, że może być „symetrystą”. Dlatego, inaczej choćby niż wielu sympatyków opozycji, początkowo w kwestii zagrożenia polskiej granicy przez przenikających z Białorusi migrantów zajął stanowisko umiarkowane. Ba, wspomniał nawet o prawie państw, wprawdzie nie narodowych, ale Unii, do ochrony swoich granic.

Problem polega na tym, że po kilku latach maniakalnego ostrzału propagandowego, prowadzonego z zaciekłością i bez żadnej taryfy ulgowej, elektorat Platformy żadnego „symetryzmu” nie oczekuje. Został wychowany do walki. Chce zemsty, chce odegrania się, chce totalnego, jednoznacznego zwycięstwa nad mocami zła, czyli nad PiS. Wierzy, że lada moment zły sen, który trwa od 2015 r., się skończy. O ile podczas swoich rządów Tusk potrafił zachować daleko idącą niezależność w stosunku do wspierających go mediów, również najbardziej radykalnej jaczejki z Czerskiej, o tyle dziś to właśnie one dyktują jego elektoratowi, co ma myśleć i jak się zachować. Bić PiS wszędzie i na każdy sposób – to właściwie jedyna formuła, którą wyborcy PO rozumieją. Bić, bo PiS jest zły, jest jak mafia, jest niegodziwy i oplótł państwo, bo wyprowadzi Polskę z Europy. Itd., itp. I Tusk, chcąc nie chcąc, musi się do tego przekazu dostosować. Zamiast zatem używać argumentów, musi, tak jak reszta polityków jego obozu, skutecznie obrażać, rzucać inwektywy, wyszydzać. Musi pokazywać stanowczość i jednoznaczność. Z tego też powodu ukarał Borysa Budkę i innych polityków, których główną przewiną było to, że spotkali się na stopie towarzyskiej w neutralnym miejscu na urodzinach Roberta Mazurka z przedstawicielami rządu. No bo jak to tak: czy razem z reżimowcami można rozmawiać, pić i jeść? Nawet w odległości kilku metrów i bez alkoholu? Hańba! Tego wychowany przez opozycyjne media elektorat nie zrozumie.

Skoro zatem wyborcy PO domagają się twardości, to Tusk musi ją prezentować. To, że przy okazji zręcznie zrzucił winę za swoje niepowodzenia na polityków, którzy wystąpili w roli kozła ofiarnego, nie zmienia sensu całej operacji. Doskonale pokazał to czwartkowy wpis Tuska na Twitterze: „Folwark zwierzęcy po polsku, czyli jak dwa wieprze na rozkaz kaczora miały przy pomocy jednej krowy odwrócić uwagę od stada tłustych kotów. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci jest przypadkowe”. Miał to być komentarz szefa PO do wcześniejszej konferencji prasowej dwóch ministrów, którzy tłumaczyli niebezpieczeństwo nad granicą z Białorusią i pokazywali, kto może ukrywać się wśród migrantów. Porównanie Mariusza Kamińskiego i Mariusza Błaszczaka do dwóch wieprzy kompletnie nie pasuje do wizerunku, który Tusk próbował wcześniej stworzyć: polityka wyważonego, rozsądnego. Tak mogą mówić chuligani, a nie „symetryści”. Nie ludzie, którzy rozumieją powagę sytuacji i gotowi są, przez chwilę przynajmniej, kierować się interesem publicznym. Bo tego, że w sporze o ochronę granicy polski rząd ma słuszność i reprezentuje rację stanu, mogą nie widzieć tylko najbardziej zapiekli przeciwnicy władz. Przez swój wpis Tusk postanowił do nich dołączyć.

Przychylne opozycji media próbowały przedstawić tę głupią, chamską wypowiedź jako przejaw ironii. Może dlatego, że zrozumieli koszty takiego zwrotu: Tusk opowiadający o wieprzach niczym nie różni się od takich pyskaczy jak Jachira, Sterczewski, Nitras czy reszta.

Tak, ten wpis jest właśnie najbardziej wymownym dowodem klęski politycznej. Żadnego nowego otwarcia nie będzie. Platforma wraca na stare, utarte tory. Będzie nadal opozycją totalną. I nadal, właśnie dlatego, systematycznie będzie przegrywać. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań