Listy
Drodzy Czytelnicy,
W tym tygodniu list zawierający impresję na temat TW „Bolka” na kanwie ostatnich ustaleń Instytutu Sehna. Zapraszamy oczywiście na naszą stronę: www.dorzeczy.pl, na której od niedawna kolejny nowy cykl „Jak nas piszą na Wschodzie” – autorski przegląd prasy rosyjskiej i ukraińskiej dokonywany przez Macieja Pieczyńskiego.
TW „Bolek” i architekci przemiany
Nie ma wątpliwości, że Lech Wałęsa to TW „Bolek” i że jako taki donosił na kolegów za pieniądze. Ponadto nie może być wątpliwości co do jego udziału w spokojnym i bezkrwawym przekształceniu Polski z kraju komunistycznego, a co w praktyce ważniejsze – kraju gospodarczo, politycznie i militarnie zależnego (trafniej – podbitego), w kraj gospodarki rynkowej, suwerenny i uwolniony od dotychczasowego, bezwzględnego polityczno-militarnego zwierzchnictwa ZSRS.
Jak niebywałe szczęście mieli Polacy, dostrzec możemy szczególnie teraz, po latach. Otóż w okresie ustrojowego przeobrażenia Polski ZSRS był wciąż imperium w pełni sił, niesłychanie groźnym, zaś Polska Przemiana nie tylko go osłabiała, lecz także przesądzała o rychłym jego upadku. Przeprowadzenie jej – bez zbrojnej interwencji ZSRS, bez wojny domowej, z minimalnymi stratami w ludziach – nie mogło być ani dziełem samego szczęścia, ani też rezultatem wiodących działań prostego elektryka, o ewidentnych intelektualnych i osobowościowych ograniczeniach. Oczywiste więc wydaje się, że prawdziwy „architekt” tej Przemiany działał w ukryciu, do tego „po tamtej stronie”, i to raczej wysoko w strukturach władzy. Jeśli tak, to Wałęsa był jedynie słabo świadomym narzędziem w jego (ich?) ręku. Taka właśnie jego rola, pasuje do tego, co o nim wiemy – kim był, jaki był, jak przywiązany był do wartości, których wyznawanie demonstracyjnie prezentował. A wiemy, że w latach 70. donosił na kolegów – politycznie i za pieniądze, są nawet relacje byłego esbeka, że był w tym zakresie wręcz namolny. Wiemy też, że w latach 80. zbył niższych rangą esbeków, grożąc im, że się poskarży „wyżej”. Zdarzeniu temu zaprzeczyć się nie da, bo gdyby nie było owych „wyżej”, jego byli prowadzący z pewnością by go „nie odpuścili” – zbyt łasym dla nich był wtedy kąskiem; względnie zechcieliby go skompromitować dokumentami o dawnej współpracy. Nie sposób też traktować poważnie teorii o romantycznej „konradowskiej” przemianie lub takiej w stylu Kmicica; wystarczy bowiem prześledzić działania Wałęsy ku zatajeniu swej ciemnej przeszłości, w tym także jego podstępne, przestępcze zabiegi z czasów prezydentury. Nie chcę tu powiedzieć, że Wałęsa nigdy nie działał ze szlachetnych pobudek lub że jego działania nie współtworzyły dobrych, wręcz zbawiennych skutków. Ludzie zmieniają się, szczególnie na przestrzeni dziesięcioleci, a dobre skutki osiągać może także osoba mierna, szczególnie jeśli dobrze kierowana. Nie wydaje mi się, by zaprezentowana tu przeze mnie wersja mogła być nowatorska, ale brakuje mi badań historyków i dziennikarzy w kierunku ustalenia, kim mogli być ci ewentualni „architekci” przemiany.
Lesław Wojtasiewicz
Sprostowanie
Do mojego artykułu „Nadal na chińskim szlaku” („Do Rzeczy” 6/2017) wkradł się błąd. Zdanie dotyczące ładowności pociągów jadących do Chin powinno brzmieć: „Każdy może przewieźć ponad 800 ton towarów”. Za pomyłkę bardzo Państwa przepraszam.
Stefan Sękowski