Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Najważniejsze wyzwanie dla świata

Paweł Lisicki

Ciekaw jestem, czy ktokolwiek domyśliłby się, jaka będzie pierwsza decyzja nowo wybranego prezydenta Stanów Zjednoczonych? Jaką to najważniejszą sprawą się zajmie? Czy poświęci się problemowi relacji z Chinami? A może tlącemu się konfliktowi na Bliskim Wschodzie? Albo, w końcu bliska koszula ciału, innemu ważnemu wyzwaniu politycznemu bądź gospodarczemu w samej Ameryce? Otóż nie. Otóż inne myśli miały pierwszeństwo w głowie najważniejszego amerykańskiego polityka, a kto wie, może w ogóle najważniejszego polityka na świecie.

20 stycznia 2021 r. prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił (można sobie przeczytać na stronie www.whitehouse.gov), że „należy pozwolić dzieciom uczyć się bez martwienia o odmowę dostępu do łazienki, ubikacji czy szkolnych sportów”. Chodzi o to, żeby chłopcy mogli korzystać z ubikacji i łazienek dziewcząt (i na odwrót, choć w tym przypadku presja była ograniczona), oczywiście, ci chłopcy, którzy uważają, że są dziewczynkami, albo którzy jeszcze nie wiadomo, co uważają, ale chętnie sprawdziliby, kim są i jak się będą czuli w nowej skórze albo w nowej płci. Okazało się w każdym razie, że problem szkolnych ubikacji (zwanych nieco slangowo kiblami) to pierwsza niemal i najważniejsza sprawa, na jaką czekał amerykański lud – a przynajmniej tak sądził najwyraźniej prezydent Joe Biden.

Nie tylko jednak takie problemy zaprzątają wielkiego amerykańskiego przywódcę. Ledwo kilka dni później ogłosił on dekret o „zapobieganiu i zwalczaniu dyskryminacji na podstawie tożsamości genderowej lub orientacji seksualnej”, który dotyczy już nie tylko dzieci, lecz także dorosłych. Według prezydenta „dorośli powinni otrzymać możliwość zarabiania na życie i realizowania powołania, wiedząc, że nie zostaną z tego powodu zwolnieni, zdegradowani lub źle potraktowani z powodu tego, że ich ubiór nie jest dostosowany do stereotypów płciowych”. Czytamy ponadto, że „ludzie powinni otrzymać prawo dostępu do opieki zdrowotnej i bezpiecznego dachu nad głową bez podporządkowania się dyskryminacji seksualnej. Wszystkie osoby powinny być równo traktowane przez prawo, bez względu na tożsamość genderową lub orientację seksualną”. Wszystko to dzieje się naprawdę. Pod względem absurdów prezydent Biden co najmniej przekroczył już działania dawnych przywódców radzieckich – a to dopiero początek tej wspaniałej prezydentury. On się dopiero rozkręca. I ma pełne poparcie innych obłąkańców – jak napisał cytowany przez portal PCh24.pl amerykański działacz gejowski Lucas Acosta, był to „najistotniejszy i dalekosiężny dekret wykonawczy w amerykańskiej historii”. Największy w dziejach dekret o szkolnych kiblach.

W Polsce wielu patrzy na to z niedowierzaniem. Ludzie pukają się w czoło i mówią, że to takie amerykańskie dziwactwo i że nie będzie to miało wpływu na relacje światowe i relacje z Polską. Błąd. Nie jest to w żadnym razie przejaw prywatnego szaleństwa prezydenta Bidena, ale skutek przyjętej przez niego przed laty (a także przez całe jego środowisko i dużą część amerykańskich elit politycznych i medialnych) obłędnej ideologii, zgodnie z którą wszystko, co naturalne – a więc także wszelkie biologiczne i obiektywne uwarunkowania – ma się dostosować do miary, jaką są samoświadomość i prywatne odczucie jednostki. Prezydent USA święcie w tę ideologię wierzy, podobnie jak pani wiceprezydent Kamala Harris i podobnie jak większość demokratycznych polityków. I jak wspierający go w tym niezbożnym dziele miliarderzy oraz sponsorzy. Oznacza to zatem, że władza dostała się w ręce utopistów. Co gorsza, można przewidywać, że będą oni próbowali ją wykorzystywać do wywierania presji na inne państwa, które odkrycia Amerykanów (tak jak niegdyś odkrycia radzieckich naukowców) uważają za to, czym są one w istocie – za przejaw szaleństwa.

Ideologia genderyzmu, albo ideologia qeer, zwana w Polsce głównie nieco staroświecko ideologią LGBT (w wersji zmodernizowanej LGBTQI) ma, tak jak komunizm, neomarksizm itd., charakter uniwersalny. Wkrótce amerykańska dyplomacja stanie się w jeszcze większym stopniu niż do tej pory narzędziem ideologicznej, genderowej krucjaty. A kto nie z nimi, ten przeciw nim. Dlatego wbrew tym, którzy uważają, że nie wpłynie to na kwestie strategiczne czy geopolityczne – interesy ponoć są niezmienne – uważam, że jak najbardziej wpłynie. Dlaczego? Ponieważ taka jest istota ideologii: to, co zwykli ludzie nazywają zdrowym rozsądkiem i rzeczywistością, w oczach ukąszonych jawi się jako konstrukcja, jako kajdany, pęta i ograniczenie. Dla nich nie istnieje rzeczywistość, natura, konieczność – są to tylko słowa powstałe w dyskursie, a dyskursy były narzucane przez tych, którzy mieli władzę, i żeby człowieka wyzwolić, należy zmienić dyskurs. Zatem prawdziwe wyzwolenie – a prezydent Biden ma się właśnie za takiego queerowo-‑genderowego Mesjasza – musi dążyć do wyzwolenia wszystkich z dyskursów opartych na tym, co odziedziczone.

To naprawdę nie jest śmieszne. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań