Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Mądry ruch Orbána

paweł lisicki

O

bserwując zmiany polityczne ostatnich lat, można odnieść wrażenie, przynajmniej ja nie mogę się od niego uwolnić, że świat nieuchronnie zmierza w jednym, zaprogramowanym jakby z góry, kierunku. Wiem, że nie istnieje konieczność dziejowa i że wszystko zależy od ludzkich decyzji, ale tak się dziwnie składa, że z roku na rok dominacja ideologii lewicowej i liberalnej w państwach Zachodu jest coraz bardziej wyraźna. Tym bardziej chwalę tych polityków, którzy potrafią owemu pozornie niepowstrzymanemu pędowi się przeciwstawić. Nie występują oni na arenie dziejów w roli pacynek i papug, które jedynie powtarzają przejęte z zewnątrz i wyuczone slogany, ale okazują charakter i przeciwstawiają się walcowi postępu, broniąc wartości i zasad podstawowych. Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie informacja o tym, że węgierski parlament przyjął ustawę przygotowaną przez węgierskiego premiera Viktora Orbána, która ma chronić węgierskie dzieci i młodzież przed transgenderową i homoseksualną propagandą. To prawdziwy przełom i autentyczny przejaw odwagi. Wreszcie ktoś miał śmiałość stawić czoła smokowi – w tym przypadku coraz bardziej totalnej dominacji tęczowej, politycznej poprawności.

Węgierska ustawa, za którą poza posłami Fideszu głosowali też parlamentarzyści opozycyjnego, prawicowego Jobbiku, zakazuje w szkołach propagowania homoseksualizmu i „zmiany płci”. Zajęcia z wychowania seksualnego będą mogły prowadzić, oprócz szkolnych wychowawców, tylko osoby i organizacje występujące w oficjalnym, aktualizowanym rejestrze. Nareszcie zniknie to, co jest coraz częstszym koszmarem także polskich szkół – samozwańczy seksedukatorzy, których głównym celem jest przeniknięcie do szkół i głoszenie tam propagandy LGBT(QIA+).

W

 węgierskiej ustawie znalazły się przepisy mówiące o tym, że państwo ma chronić prawo dziecka do zachowania tożsamości odpowiadającej płci w chwili urodzenia. Nareszcie, chciałoby się powiedzieć. Od kilku lat ideologowie prowadzą przecież zakrojoną na gigantyczną skalę akcję, której celem ma być rozbicie tożsamości płciowej człowieka. Dążą do tego, by przekonać dzieci, a także rodziców, że płeć jest czymś płynnym, dowolnym, nieokreślonym, zmiennym. Nie ma chłopców i dziewczynek, mężczyzn i kobiet. Działalność tych seksedukatorów coraz częściej przypomina aktywność sekt, które próbują werbować adeptów w szkołach, często bez wiedzy rodziców. Ich głównym celem ma być, oczywiście w imię powszechnego szczęścia, kreacja nowego człowieka, homunkulusa, obojnaka, niekreślonego podmiotu.

W zderzeniu z dobrze zorganizowanymi grupami aktywistów rodzice, nie mówiąc o dzieciach, są bezbronni. Tym bardziej że w tej kampanii tworzenia nowego człowieka biorą udział wielkie media. Dlatego w ustawie są przepisy przewidujące kary finansowe dla stacji telewizyjnych, które pokazują na swoich antenach programy „promujące homoseksualizm” lub „zmianę płci”. Również w treściach reklamowych!

Jak łatwo przewidzieć, decyzja ta wywołała wściekły wrzask oburzenia liberalnych, zachodnich mediów oraz, jak mogłoby być inaczej, różnej maści unijnych biurokratów. Niektórzy ze złości omal nie pękli, co akurat w okresie obecnych upałów może się okazać dla nich wyjątkowo szkodliwe. Pojawiły się, znowu do bólu przewidywalne, oskarżenia o podążanie drogą Putina i kopiowanie rosyjskiej ustawy z 2013 r. przeciw propagandzie homoseksualnej. Na szczęście Orbán nie dał się zaszantażować.

O

 tej decyzji węgierskiego parlamentu piszę nie tylko z uznaniem, lecz także z goryczą. Już kilka lat temu w „Do Rzeczy” postulowałem podobne rozwiązania. Bez ustawowego wzmocnienia obrońców prawa naturalnego zwycięstwo z tęczową rewolucją jest bardzo trudne. Wystarczy zobaczyć, w jaki sposób ową ideologię wspierają wielkie międzynarodowe koncerny, jak gigantyczny strumień pieniędzy płynie dla aktywistów z Brukseli. Z tak potężną armią nie można wygrać za pomocą pospolitego ruszenia ludzi dobrej woli.

N

iestety, polscy politycy prawicy, z małymi wyjątkami, walki z rewolucją podejmować nie chcą. Ograniczają się do dobrze brzmiących, ale nieskutecznych, retorycznych popisów. Dlatego w Polsce nie ma (i nic nie wskazuje na to, by się pojawiła) ustawy chroniącej Polaków przed homopropagandą. Nie został wprowadzony też do prawa przepis jasno stwierdzający zakaz adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Ba, na domiar złego ostatnie wypowiedzi prezesa GUS (trudno mi uznać, że robił to na własną rękę) sugerują, że w kwestii legalizacji tzw. małżeństw jednopłciowych być może w ogóle czeka nas odwrót na całej linii.

W takich chwilach tym bardziej podziwiam premiera Orbána. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań