Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

A jednak rozczarowanie?

Paweł Lisicki

K

iedy na początku maja premier Mateusz Morawiecki i prezes Jarosław Kaczyński zaprezentowali hucznie i z przytupem program rozwoju polskiej gospodarki, nazwany skromnie Polskim Ładem (z wcześniejszej nazwy – Nowy Ład – partia rządząca w porę się wycofała), sądziłem, że jest to cios w sensie politycznym miażdżący. Na pozór wszystko na to wskazywało. Doskonale retorycznie przygotowane wystąpienia (choć złośliwcy mówili, że prezes przemawiał za długo, a premier powtarzał jedynie to, co przedtem powiedział szeregowy wicepremier), sprytnie zbudowane hasła, wreszcie socjotechnicznie przemyślany program walki z „bogaczami”, którzy mieli zapłacić solidarnie za wzrost wydatków na służbę zdrowia – to powinno się udać. Tym bardziej że dla wypromowania nowego otwarcia PiS użył wszystkich dostępnych propagandowych środków. Ogłoszenie Polskiego Ładu powinno zatem przynieść wzrost poparcia dla rządzących do, jak mniemałem, co najmniej 40 proc. i tym samym zapewnić kolejne zwycięstwo wyborcze. Szczególnie jeśli dodać do tego katastrofalną sytuację opozycji.

Tymczasem miesiąc po wielkim bum efekty są dość mizerne. I nie mam tu na myśli tylko utraty sejmowej większości: w piątek przynajmniej jeden z posłów, którzy odeszli z partii, jako przyczynę wymienił właśnie niezgodę na Polski Ład. Gorzej, że poparcie dla PiS pozostało na poziomie nie wyższym niż 35 proc. Na spokojny sen to nie pozwala. Do tego dochodzi dość powszechne poczucie rozczarowania propozycjami. I nie są to tylko opinie krytyków. Otóż według ostatniego sondażu CBOS – pracowni, którą trudno posądzić o wrogość do rządzących – 30 proc. Polaków uważa, że straci na zmianach podatkowych proponowanych w Polskim Ładzie. To wyniki, które powinny dać do myślenia. Tym bardziej że o programie usłyszało 71 proc. obywateli, a co piąty dorosły interesował się propozycjami zwartymi w programie i poszukiwał informacji na ten temat. Nie można zatem powiedzieć, że ludzie nie wiedzą, o czym mówią, i że propozycje PiS do nich nie dotarły. Dotarły, tyle że ich nie porwały.

S

kąd bierze się ta różnica między odbiorem społecznym a wielkimi nadziejami, jakie PiS pokłada w Polskim Ładzie? O tych drugich najlepiej świadczą wypowiedzi samego prezesa Kaczyńskiego, który obecnie objeżdża Polskę, wszędzie głosząc dobrą nowinę o tym, że już wkrótce w Polsce będzie jak na Zachodzie i że do 2030 r., „jeżeli chodzi o dochód na głowę liczony w sile nabywczej, czyli realny dochód na głowę, Polska dogoni Europę”. Tym, co w największym stopniu powinno przynieść PiS poparcie, jak wynika z wypowiedzi polityków, ma być wzrost wydatków na służbę zdrowia – w 2023 r. ma to być 6 proc. PKB, a zaraz potem 7 proc., czyli „krótko mówiąc, dużo, dużo więcej, niż mamy w tej chwili”.

Najwyraźniej obietnice te są przyjmowane ze sceptycyzmem. Powodów może być kilka. Być może, gdyby Polski Ład się ograniczył, tak jak to było w przypadku „500+”, do jednego prostego, pozytywnego dla wszystkich przekazu, np. do hasła „kwota wolna od opodatkowania do 30 tys.”, efekty byłyby inne. Jednak stało się inaczej. Choć sam pomysł walki z bogaczami brzmi zręcznie, odwołuje się bowiem do mechanizmu zawiści, to wydaje się, że prezes i premier nieco za nisko zawiesili poprzeczkę bogactwa. Z różnych wypowiedzi wynika, że tą granicą ma być 10 tys. zł brutto na pracownika miesięcznie, co może powodować dość powszechny niepokój. Z tego, co mówił premier Morawiecki, można bowiem wyciągnąć wniosek, że poza tą granicą zaczyna się już strefa bogactwa i luksusu. To przekaz, który zamiast mobilizować „biednych”, raczej odpycha „średnich” i powoduje bunt wśród ludzi przedsiębiorczych i zaradnych. Tak samo nie wiadomo, w jaki sposób pogodzić twierdzenie o bogactwie od 10 tys. zł miesięcznie z obietnicami, że w Polsce „będzie jak na Zachodzie”. Owa suma, czyli nieco więcej niż 2 tys. euro miesięcznie, nie jest przecież wyróżnikiem zachodniej klasy średniej.

Wreszcie można mieć wątpliwości, czy elektorat PiS faktycznie uważa, że większe wydatki na służbę zdrowia oznaczają lepszą służbę zdrowia. I czy należy podnieść z tego powodu podatki bogatym, cokolwiek by to znaczyło. PiS pomysł ten uzasadnia, odwołując się do zagrożenia pandemią. Nie wydaje się, że w podobnym stopniu postrzega grozę elektorat partii rządzącej. Zapewne nastroje społeczne i przekonania kierownictwa politycznego w tym punkcie się rozmijają. Wygląda na to, że Polski Ład znalazł się w poważnych opałach. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań