Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Niebezpieczne połączenie

paweł lisicki

Zdecydowana większość komentatorów wspierających opozycję niczym kania dżdżu oczekiwała jasnego stanowiska USA, potępiającego zmiany w ustawie o mediach. Miał to być w ich oczach cios miażdżący, ostateczny argument. Wiadomo: skoro PiS tak bardzo podkreślał wagę dobrych relacji z USA, to teraz stał się poniekąd zakładnikiem własnej retoryki. Dlatego, uważają obrońcy amerykańskich właścicieli TVN, tupnięcie nogą Wujka Sama powinno raz na zawsze załatwić sprawę i skłonić polski rząd do wycofania się z projektu ustawy. Jednak takie uciekanie się do pomocy z zewnątrz ma swoją cenę. Może się okazać, że w zamian za włączenie do sporu po stronie opozycji Waszyngton zacznie się domagać od polskiej opozycji poparcia dla postulatów tych środowisk żydowskich, które domagają się zapłaty za tzw. mienie bezspadkowe. Do tej pory w tej sprawie istniał w Polsce konsensus między władzą a opozycją: nie ma mowy o pieniądzach dla trudniących się wymuszaniem funduszy organizacji żydowskich. Czy teraz to się zmieni?

Jest to prawdopodobne. Otóż reakcja amerykańska nastąpiła, owszem. Tylko nie do końca taka, na jaką liczyła większość polityków polskiej opozycji. Chociaż od wielu dni próbują oni zbudować proste równanie: wolne media to to samo, co obrona praw właścicielskich Discovery; obrona statusu właścicielskiego TVN jest tym samym, co obrona demokracji; Amerykanie na pierwszym miejscu zajęli się czym innym: kwestią zagrożenia dla interesów żydowskich. Pod tym względem deklaracja sekretarza stanu Antony’ego Blinkena nie pozostawia wątpliwości. O ile większość polskich mediów pisała o tym, że stanął on w obronie TVN, o tyle fakty są nieco inne. Głównym punktem oświadczenia szefa dyplomacji USA było potępienie zmian w polskim Kodeksie administracyjnym. Kwestia mediów znalazła się na drugim miejscu i została przez Amerykanów ściśle podporządkowana sprawie roszczeń żydowskich.

„Jesteśmy głęboko zaniepokojeni, że polski parlament przyjął dziś ustawę drastycznie ograniczającą proces ubiegania się o restytucję mienia niesprawiedliwie skonfiskowanego podczas okresu komunistycznego w Polsce” – napisał w swoim oświadczeniu Blinken. I wezwał prezydenta Andrzeja Dudę do zawetowania prawa lub odesłania go do Trybunału Konstytucyjnego. Dodał, że Polska potrzebuje kompleksowego prawa, które zapewniłoby sprawiedliwość ofiarom. Jego zdaniem, dopóki do tego nie dojdzie, dopóty nie powinno się zamykać drogi dochodzenia roszczeń w postępowaniach administracyjnych. Tym samym pan Blinken domaga się odrzucenia ustawy, uniemożliwiającej zaskarżenie decyzji o odebraniu własności na drodze administracyjnej po 30 latach od jej wydania, i niedwuznacznie wspiera postulaty izraelskie.

To oświadczenie nie tylko pokazuje hierarchię wartości: na pierwszym miejscu ma być rzekoma obrona pamięci ofiar Holokaustu, lecz także łączy to pierwsze z kwestią drugą, ze sprawą obrony TVN. Można to odebrać tak: będziemy walczyć o „wolność” polskich mediów i wspierać opozycję, jeśli ta zadeklaruje, że przeciwstawi się „ograniczeniu” praw potomków ofiar Holokaustu. W istocie za tą obroną pamięci kryje się, Amerykanie i przedstawiciele wielu środowisk żydowskich mówią o tym otwarcie, dążenie do wymuszenia na Polsce haraczu i zapłacenia za tzw. mienie bezspadkowe.

Pod tym względem rząd amerykański robi dokładnie to, o co proszą go przywódcy z Izraela. Komentując zmiany w polskim Kodeksie administracyjnym, Ja’ir Lapid, szef MSZ Izraela, powiedział, że „nie ustąpimy ani o jotę w sprawie pamięci ofiar Holokaustu”. Lapid, przypomnę, nie wycofał się ze swoich wcześniejszych, antypolskich wypowiedzi. „Potępiam polskie prawo, które próbuje zaprzeczyć współudziałowi Polski w Holokauście” – pisał trzy lata temu. „Holokaust narodził się w Niemczech, ale setki tysięcy Żydów zostało zamordowanych, nie spotykając nigdy niemieckiego żołnierza. Były polskie obozy śmierci i żadne prawo nigdy tego nie zmieni” – dowodził wtedy.

W ustach szefa dyplomacji Izraela „pamięć ofiar Holokaustu” to obrona interesów tych organizacji żydowskich, które chcą występować w roli spadkobiorców. Konflikt z Izraelem, zażegnany na trochę dzięki podpisanej przez premierów Mateusza Morawieckiego i Beniamina Netanjahu deklaracji, może się znowu rozpalić. Wspomniał o tym zresztą znowu Lapid, twierdząc, że rząd Izraela przyjrzy się podpisanemu w 2018 r. oświadczeniu. „Przyjrzy się” – może oznaczać jej wypowiedzenie. Wojna propagandowa rozpali się na nowo. Połączenie tych dwóch kwestii przez Amerykanów – roszczeń żydowskich i wolności mediów – jest dla Polski bardzo niebezpieczne. Rozbija do tej pory jednolity polski opór. Poza tym bardzo utrudnia polskim władzom obronę przed spodziewanym, propagandowym atakiem izraelskim poza Polską. Będzie się on odbywał nie tylko pod hasłem „obrony pamięci ofiar”, lecz także, dzięki wsparciu USA, „w obronie wolnych mediów”. Naprawdę, Waszyngton wyprowadził zręczny cios. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań