LISTY
Drodzy Czytelnicy!
Dziękujemy za Wasze listy i e-maile. Przypominamy, aby korespondencję elektroniczną do redakcji kierować na adres: listy@dorzeczy.pl.
Dwugłos „Do Rzeczy”, Łukasz Warzecha, Łukasz Zboralski
Szanowna Redakcjo,
Drodzy Panowie Łukaszowie,
już nadtytuły wskazują, jaki tok rozumowania przyjął każdy z polemistów. Podczas gdy red. Zboralski pisze o „kroku w stronę bezpieczniejszych dróg”, red. Warzecha o „karach zamiast infrastruktury”. Zboralski pisze dalej o Polakach, którzy w obawie przed wysokimi mandatami jeżdżą zgodnie z przepisami za granicą. Warzecha woli narzekać na opresyjność naszych przepisów – zbyt rygorystyczne przepisy w kwestii alkoholu, zbyt duże ograniczenia prędkości, a mandaty i inne kary postulowane w rządowym projekcie zbyt surowe.
W ten sposób red. Warzecha wpisuje się w sposób myślenia bodaj czy nie większości (niestety) kierowców, którzy wszelkie ograniczenia na drodze traktują jak zamach na ich złotą wolność szlachecką. Pamiętamy chyba jeszcze dyskusję toczoną na łamach i w eterze o fotoradarach. Wysuwane wtedy argumenty prawne i pseudoprawne sprowadzały się do jednego – obrony naszego słusznego prawa do jazdy niezgodnej z przepisami.
Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego wielu skądinąd porządnych i rozsądnych ludzi za kierownicą auta dostaje tzw. małpiego rozumu, zapominając, że homo sapiens nie oznacza człowieka sapiącego z gniewu na wszelkie nakładane nań ograniczenia. Gdyby nie ta przypadłość, Kodeks drogowy sprowadzałby się do jednego przepisu: jeździmy po prawej stronie, wyprzedzamy po lewej. Pozostałe, podobnie jak wszystkie elementy infrastruktury uspokajającej ruch, to niestety efekt tego małpiego rozumu właśnie.
Z tym można i trzeba walczyć wtedy, gdy rozum jest stosunkowo młody. Dlatego uważam, że policja powinna się teraz zająć egzekwowaniem przepisów dotyczących rowerów i hulajnóg. Jeżeli ich użytkownicy nie nauczą się respektować dotyczących ich przepisów, to dlaczego miałoby się to zmienić, gdy przesiądą się do samochodów?
A co do mandatów – czy nie można by zastosować rozwiązania funkcjonującego w Finlandii czy Szwajcarii, gdzie ich wysokość zależy od dochodów delikwenta?
Z poważaniem
Wojciech Krzyżanowski, Sopot
Od autorów
Wydaje mi się, że Czytelnik opacznie zrozumiał moją argumentację. Moja krytyka dotyczy proponowanych rozwiązań, ich nadmiernej opresyjności, braku logicznej spójności oraz oderwania od drogowej rzeczywistości. Nie ma to nic wspólnego z lekceważeniem bezpieczeństwa na drogach.
Kary proporcjonalne do wynagrodzeń są z powodów prawnych nie do wprowadzenia. Oznaczałoby to m.in. naruszenie fundamentalnej zasady proporcjonalności kary do czynu.
Łukasz Warzecha
Szanowny Panie Wojciechu,
ma Pan rację, pisząc o tym, że zasad poruszania się na drogach powinniśmy uczyć od małego – i również egzekwować ich przestrzeganie. Zauważę jednak, że z edukacją od przedszkola w Polsce nie mamy problemów, jest to – wbrew obiegowym opiniom – dość dobrze zaprojektowane. Problem pojawia się, gdy ci ludzie dorastają i otrzymują prawo jazdy. Zdają egzamin, więc dobrze muszą sobie zdawać sprawę z reguł i je znać. Dlaczego je łamią? Bo takie było do tej spory systemowe, ale i społeczne przyzwolenie. To się w Polsce właśnie zmieniło.
A co do wysokości mandatów – bo Skandynawowie czy Szwajcarzy wiążący kary z dochodami to jednak wyjątek – doświadczenia większości krajów UE wskazują, że taki ruch jak w Polsce wystarczy nam, by mocno wpłynąć na zachowania kierowców. O ile oczywiście polska policja będzie chciała należycie pracować i o ile rozwiniemy dobre automatyczne systemy nadzoru.
Łukasz Zboralski