Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Siła i słabość polskiej armii

Dozbrajać Ukrainę czy nie? To pierwsze pytanie, które zadaje sobie coraz więcej polityków na Zachodzie. I drugie, nie mniej istotne, także dla polityków w Polsce: Czy wysyłać tam żołnierzy? Wyraźnie widać, że ukraińska armia sobie nie radzi. W starciu ze wspieranymi przez Moskwę oddziałami separatystów Ukraińcy się cofają. Powody mogą być różne. Być może do walki brak niezbędnej determinacji u zwykłych żołnierzy. Nie wierzą w przyszłość swego państwa, uważają, że z Rosją nie da się wygrać, że utrata życia i zdrowia pozbawiona jest sensu. Stąd tak liczne dezercje, stąd taki kłopot w powoływaniu pod broń rezerwistów. Drugim powodem może być niesprawność kadry dowódczej. Większość ukraińskich generałów robiła karierę w środowisku postsowieckim, a FSB, rosyjski wywiad, miał bezpośredni wpływ na pozycję i znaczenie wojskowych. W starciu z Kijowem Rosjanie dysponują przewagą psychologiczną i militarną. Nie oznacza to oczywiście, że Ukraińcy skazani są na klęskę. Dużo zależy właśnie od zaangażowania krajów Zachodu, od determinacji, z jaką będą wywierać presję na Władimirze Putinie. Szczególne znaczenie ma to, jaka i czy w ogóle będzie pomoc militarna, której kraje NATO udzielą słabszej Ukrainie. Tymczasem w wypowiedziach wielu polskich komentatorów najbardziej uderza mnie swoista sprzeczność. Ci sami, którzy najwięcej i najgłośniej mówią o potrzebie militarnego wsparcia dla Ukrainy, jednocześnie są najsurowszymi krytykami obecnego stanu polskiej armii. Często ci sami eksperci potrafią najpierw twierdzić, że wojsko jest w rozsypce, wyposażenie nie spełnia standardów, plany sztabowe są niedopracowane, by potem utrzymywać, że Polska powinna wysłać do Kijowa swoich żołnierzy. Miałoby to z pewnością znaczenie symboliczne i pokazałoby poparcie dla ukraińskiej niepodległości. Jednak czy nie jest to przykład mierzenia sił na zamiary? Jak słaba polska armia może udzielić prawdziwej pomocy przegrywającej z Rosją Ukrainie? Wydaje się, że pierwszą i najważniejszą rzeczą byłoby wzmocnienie naszej własnej siły militarnej. Dopiero potem można na poważnie mówić o wysyłaniu naszych żołnierzy na Ukrainę, a i to, sądzę, może się odbywać wyłącznie w ramach szerszej akcji pokojowej, najlepiej pod dowództwem amerykańskim. Wielokrotnie słyszałem, że walka o niepodległość Ukrainy jest walką o niepodległość Polski. W pewnym sensie to może być prawda. Jednak – co się tyczy wysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę – nie jest to takie proste. Polscy politycy muszą brać pod uwagę nie tylko potrzeby Kijowa i chęć okazania Ukraińcom solidarności, ale także możliwe konsekwencje swoich decyzji i ryzyko rosyjskiej prowokacji. I muszą zawsze mieć w tyle głowy czarny scenariusz: co będzie w sytuacji, w której dojdzie do ofiar po polskiej stronie i jak wtedy należy reagować.

© ℗ Wszelkie prawa zastrzeżone

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań